sobota, 18 marca 2017

[4] Blaise Zabini


Następne kilka godzin pamiętałam jak przez mgłę. Ciągle roztrząsając rozmowę z Zabinim, nie uważałam na lekcjach i chyba po raz pierwszy w historii swojej nauki w Hogwarcie, ani razu nie zgłaszałam się do odpowiedzi. Harry wielokrotnie próbował rozpocząć rozmowę ze mną, jednak za każdym razem zbywałam go. Nie byłam w nastroju do słownych przepychanek.

Zarówno Draco jak i Blaise nie przyszli na resztę lekcji. Nie widziałam również Pansy.

— Hermiono — syknął mi do ucha Harry na lunchu. — Przez trzy ostatnie lekcje zupełnie nie kontaktowałaś. Czy możemy w końcu porozmawiać? Co to miało być z tym Malfoyem? I czemu Zabini pobiegł za tobą z własnej woli?

Wciągnęłam głośno powietrze. Czyli to tak? Ślizgon najwyraźniej już wcześniej zaplanował sobie odbycie ze mną tej jakże przyjemnej rozmowy.

— Chciałam zobaczyć, gdzie pobiegnie Malfoy — zaczęłam wyjaśniać, mówiąc tak cicho, by moje słowa nie dotarły do nikogo niepożądanego. — Ale już go nie znalazłam. A Zabini tylko skorzystał z okazji, by trochę mnie powyzywać. — Uśmiechnęłam się niemrawo. Wzięłam groźby Ślizgona do serca i nie zamierzałam nikomu mówić ani o sprawie z Draconem, ani o czym tak naprawdę rozmawiałam z Zabinim. Postanowiłam więc trochę zmienić temat i zapytać o coś, co również mnie interesowało. — A co stało się na lekcji, po moim wyjściu?

— Snape się wściekł. Kazał jeszcze Zabiniemu odbyć swoją próbę. Mnie już nie pozwolił. Ciekawe, dlaczego. — Przewrócił oczami, pozwalając sobie na odrobinę sarkazmu. Zaraz jednak spoważniał. — Boginem Zabiniego jest Malfoy. O co w tym chodzi? On się go boi? Myślałem, że się kumplują.

W duchu westchnęłam. Blaise nie bał się Dracona, tylko zakazanego uczucia, które do niego żywi. Dawniej, gdy jak najbardziej chciałam poznać magiczny świat, czytałam wiele książek z Hogwardzkiej biblioteki. W ręce wpadły mi również takie o arystokracji. Stąd wiedziałam, że w rodach czystokrwistych homoseksualizm był niedopuszczalny i tępiony na wszystkie sposoby. Gdy padło podejrzenie, że jakiś potomek danego rodu był, jak to określała książka, „zepsuty”, zostawał natychmiastowo wydziedziczony. Blaise Zabini na pewno nie miał w życiu łatwo.

— Nie wiem, Harry. To wszystko jest jakieś dziwne.

Skinął głową i zmienił temat:


— Jeszcze tylko Zielarstwo. Pójdziemy później odwiedzić Rona?

— Jasne. — Rozpogodziłam się. — Dołączymy się do jego pomstów na Malfoya.
 

Harry się roześmiał. Chwilę później skończyliśmy jeść lunch i skierowaliśmy na błonia, do cieplarni. Po drodze wesoło żartowaliśmy z Rona i jego wiecznych narzekań.

 

Blaise Zabini był wściekły. Widać to było na pierwszy rzut oka. Ciskał się po Pokoju Wspólnym, klnąc po nosem i rzucając wszystkim mordercze spojrzenia. Na jego widok każdy uciekał gdzie pieprz rośnie, wiedząc, że gdy Zabini jest w takim nastroju, może się to źle skończyć również dla nich. W przeciągu pół godziny, Pokój Wspólny Slytherinu całkiem opustoszał, a Ślizgon, warcząc swoją litanię przekleństw niczym mantrę, rzucił jednym z cennych wazonów w ścianę. Ozdoba rozbiła się na wiele kawałków, a jej żałosne resztki upadły u stóp Blaise'a.

— Chodzą słuchy, że byłem twoim boginem. — Na dźwięk tego głosu, Zabini gwałtownie się odwrócił. Draco stał nieopodal wejścia do salonu i obojętnym wzrokiem przyglądał się zniszczeniom dokonanym przez jego przyjaciela. Czarnoskóry, który już wcześniej był w bardzo nerwowym stanie, podsumował słowa Malfoya dosadnym, siarczystym:

— Kurwa!

Draco zaśmiał się pod nosem i oparł plecami o komodę, jeden z niewielu mebli, który wyszedł bez najmniejszego szwanku w konfrontacji z furią Blaise'a.

— A tobie kto o tym powiedział? — wysyczał czarnoskóry, mimowolnie omiatając wzrokiem sylwetkę blondyna. Zacisnął jednak zęby i stanowczo odwrócił wzrok. To nie czas na takie rzeczy.

— Cała szkoła o tym mówi. — Draco wzruszył nieznacznie ramionami, mierząc drugiego Ślizgona wzrokiem. Tamten milczał, kalkulując szybko.

— Nie boję się ciebie — powiedział obojętnie po kilkunastu sekundach ciszy.

— Wiem.
 

Mierzyli się spojrzeniami przez dłuższą chwilę.

— I chyba wolałbym, żebyś się mnie bał.
 

Blaise wyszedł bez słowa.

 

Był już wieczór, powoli się ściemniało. Ja i Harry od dobrej godziny byliśmy w Skrzydle Szpitalnym. Przez pierwsze dwadzieścia minut wysłuchiwaliśmy wywodów Rona o tym, jaki z Malfoya jest palant. Dopiero, gdy nasz przyjaciel zamilkł, mogliśmy w spokoju opowiedzieć mu o tym, co wydarzyło się na Obronie przed Czarną Magią. Rudzielec nie miał żadnych pomysłów na to, jak wytłumaczyć bogina Malfoya. Chwilę później Harry dodał jeszcze o tym, jaką formę przybrał demon przy Blaisie. 

— Mówisz serio, Harry? — Ron z niedowierzaniem uniósł brwi. — Zabini boi się Malfoya?

Nim zdążyłam otworzyć usta, by coś wtrącić, do naszych uszu dotarł cichy, lekko przestraszony głos:

— Ja... Yhm... Przepraszam, mam wiadomość dla Hermiony Granger.

Odwróciliśmy się jednocześnie. W drzwiach stał pierwszoroczniak z Hufflepuffu i trzymał w rękach kawałek pergaminu zwinięty w rulon i obwiązany czerwoną wstążką.

— Tak? — zapytałam spokojnie, podchodząc do niego i zakładając jeden z niesfornych loków za ucho. Chłopiec podał mi karteczkę i czmychnął szybciej, niż się zjawił. Ron parsknął śmiechem.

— Ronaldzie! — oburzyłam się. — Nie śmiej się z niego. Miał prawo się stresować i...

— Od kogo to? — Harry prędko przerwał mój wywód. Pokręciłam z politowaniem głową, jednocześnie lekko się uśmiechając i rozwiązałam wstążeczkę. Pergamin rozwinął się, a ja szybko przeczytałam krótką wiadomość.

Droga panno Granger!
Proszę jak najszybciej stawić się w gabinecie profesora Dumbledore'a. Zostało zwołane natychmiastowe zebranie prefektów. Sprawa jest pilna.
Z poważaniem,
Minerwa McGonagall
PS Niech pan Weasley zostanie w Skrzydle Szpitalnym i odpoczywa.

— Coś się stało — wyrzuciłam z siebie szybko. — Zostało zwołane zebranie prefektów. Muszę iść, sprawa jest ponoć bardzo pilna.
— Powiesz nam potem o wszystkim, prawda?
— Tak! — zawołałam, będąc już przy drzwiach.
Byłam zaciekawiona tym, co mogło się stać. Kolejny atak ze strony Voldemorta? Była to najbardziej możliwa opcja. Obawiałam się, że Sami—Wiecie—Kto zaatakował kogoś ze szkoły.
Do gabinetu dyrektora dobiegłam w kilka minut. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka, uprzednio pukając.
— Witam, panno Granger — usłyszałam głos profesora Dumbledore'a.
W gabinecie byli już wszyscy. Dyrektor, profesor McGonagall, Ernie, Hanna, Padma, Anthony oraz Malfoy. Zaskoczył mnie brak Pansy Parkinson, drugiej prefekt Slytherinu, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Cicho odpowiedziałam na przywitanie dyrektora i wbiłam w niego wzrok.
— Skoro już wszyscy jesteśmy, myślę, że możemy zaczynać — odezwała się profesor McGonagall, biorąc głęboki oddech. — Zaginęła uczennica, panna Laura Collins. Od ponad dwudziestu czterech godzin nikt jej nie widział. W tej chwili wszyscy nauczyciele przeszukują błonia, Hogsmeade oraz Zakazany Las. Waszym zadaniem będzie zrobić to samo w Hogwarcie.
Znałam Laurę. No, może znałam to zbyt poważne słowo. Kojarzyłam ją. Uczęszczała na trzeci rok, była Krukonką. Mądra i uczynna osoba. Również była mugolaczką, jak ja. 
— Będziecie przeszukiwać zamek w parach, a ponieważ zarówno pan Weasley, jak i panna Parkinson są niedysponowani — tym razem głos zabrał Dumbledore — to pan Malfoy i panna Granger pójdą razem.
Gwałtownie wykręciłam szyję, by spojrzeć na Ślizgona. Skrzywił się i zacisnął bladą dłoń na swoim kolanie, ale nie odezwał się ani słowem, co mnie wręcz zszokowało. Gdzie podział się ten wiecznie zrzędzący chłopak, który na okrągło obrażał innych i straszył ich swoim ojcem?
— Przeszukacie lochy i dwa pierwsze piętra — kontynuował dyrektor — zaś pan Goldstein i...
W tym momencie wyłączyłam się. Moje myśli pomknęły w stronę tego, co miało dziać się już za kilka minut. Nawet nie śmiałam marzyć o owocnej współpracy z Malfoyem — wiedziałam, że Ślizgon zapewne skorzysta z okazji, by mnie powyzywać, a zniknięciem Krukonki się po prostu nie przejmie.
Otrzeźwiło mnie dopiero szturchnięcie Erniego. Z pokoju wyszli już wszyscy, oprócz nas i dyrektora.
— Nie przejmuj się Malfoyem — szepnął McMillan współczująco. Posłałam mu nieśmiały uśmiech i razem wyszliśmy z gabinetu. Puchon odsunął się ode mnie i razem z Hanną ruszył w lewą stronę korytarza, w kierunku schodów na wyższe piętra. Odwróciłam się w kierunku Dracona, ale zobaczyłam tylko jego plecy. Oddalał się ode mnie pospiesznie.
— Malfoy! — zawołałam po chwili. Zatrzymał się i powoli odwrócił. Zobaczyłam wściekłe błyski w jego oczach.
— Czego chcesz, szlamo? — zapytał, przeciągając samogłoski. Spojrzałam hardo w jego oczy.
— Myślę, że powinniśmy spróbować współpracować, choćby przez chwilę.
Uśmiechnął się drwiąco, zbliżając powoli, niczym wąż w mroku. Przez chwilę patrzył się na mnie jak na ofiarę; on był łowcą, ja zwierzyną.
— Tak myślisz? Wygląda na to, że ta twoja szczota postanowiła się na miejsce z mózgiem zamienić. To u was, szlam, dziedziczne? — zapytał prześmiewczo. Chwilę później zmarszczył jasne brwi. — Chociaż... Możemy skorzystać z twojej głupoty i zawrzeć mały układ — rzekł przebiegle.
— To znaczy? — Ton jego głosu i dziwne błyski w oczach lekko mnie zaniepokoiły. Nie dając tego po sobie poznać, wyprostowałam się i starałam się zachować pewną siebie minę.
— Powiedzmy, że... Możemy spróbować współpracować w ciągu tych kilku godzin, pod warunkiem, że coś mi obiecasz.
— Co takiego? — Próbowałam grać na zwłokę, przygryzając wargę. Miałam do czynienia z przebiegłym Ślizgonem. Nie powinnam zawierać z kimś takim żadnych układów, a jednak moja wrodzona ciekawość zwyciężyła. Co takiego mógł chcieć ode mnie Draco Malfoy?
— Jeszcze nie wiem. Powiedzmy, że to... okaże się później.
Czyli ta umowa miała być jedną wielką niewiadomą. Jeśli dobrze zrozumiałam tok myślenia Ślizgona, to znaczyło, że może zażądać ode mnie czegokolwiek, a ja będę musiała spełnić jego zachciankę bez względu na wszystko. Cóż... Malfoy był szalony, jeśli myślał, że się na to zgodzę. Cały mój zdrowy rozsądek nakazywał mi posłać go do wszystkich diabłów i samej pójść szukać Laury. A jednak...
— I nie będziesz mnie obrażał?
Szeroko się uśmiechnął, ewidentnie zadowolony z takiego obrotu spraw.
— Wybór należy do ciebie, Granger.
Nie wierząc w to, że to robię, bez namysłu powiedziałam:
— Zgadzam się.
Skinął głową.
Malfoy skinął głową.
— I tyle? — zapytałam z niedowierzaniem. — Żadnych gróźb, żadnego nalegania na Wieczystą Przysięgę...?
— Ponoć Gryfoni mają ten swój słynny honor — stwierdził, unosząc brwi. — Cóż, mimo wszystko, wierzę, że wywiążesz się z obietnicy.
— A więc... — zaczęłam nieco niepewnie — idziemy?
To, że zawarłam z nim umowę, nie znaczyło, że czułam się swobodnie w jego obecności. Wręcz przeciwnie — było mi tak niekomfortowo, na ile to możliwe.
— Wierzysz w to, że ją znajdziemy? — zapytał swobodnie, mierząc mnie spojrzeniem szarych oczu. Zaniemówiłam.
— Co to ma znaczyć? — warknęłam w końcu, wytrącona z równowagi. Czyżbym zawarła z nim układ... na marne?
— Hogwart jest olbrzymi, Granger, a ta dziewczyna może być wszędzie. No chyba, że możesz mi zagwarantować, że znasz sposób, dzięki któremu znajdziemy ją w kilka minut. W takim wypadku, zwracam honor — rzucił nonszalancko.
— A właśnie, że znam — powiedziałam nagle, patrząc na niego z determinacją. Gdy odwzajemnił moje spojrzenie, dodałam: — Malfoy, słyszałeś może o Mapie Huncwotów?



Witajcie!
Wracam po dosyć długim czasie, gdyż poprzedni rozdział pojawił się aż trzy miesiące temu. Chciałabym was za to bardzo przeprosić.
Ten rozdział pisałam głównie przez ostatnie dwa dni. Na początku miałam na niego zupełnie inną koncepcję, ale ostatecznie usunęłam wszystko i zaczęłam pisać od nowa. Przyznam, że nawet mi się podoba.
Na następny rozdział nie będziecie musieli czekać tak długo, gdyż pojawi się w przeciągu najbliższych trzech tygodni.
W planach mam również napisanie miniaturki, i tu mam do was pytanie — wolicie tekst na około 8–10 stron w Wordzie czy może coś dłuższego?
Nie przedłużając, pozdrawiam i zapraszam do czytania!
Shelley.

1 komentarz:

  1. (Przepraszam za zostawienie tego komentarza tutaj, ale nie znalazłam zakładki ze spamem. :<)

    Też masz wrażenie, że blogosfera ostatnio zaczyna upadać? Na praktycznie każdym blogu obserwuje się spadek komentarzy, wyświetleń. Blogspot przechodzi gorszy okres, dlatego... postanowiłyśmy coś temu zaradzić!
    Zapraszamy do wzięcia udziału w AKCJI KOMENTATORSKIEJ „Magiczne Smakołyki”! Jeśli jesteś zdemotywowana/y brakiem komentarzy na swoim blogu, poirytowana/y mniejszym zainteresowaniem — nasza akcja, która jest kontynuacją „Różowych Ciasteczek” jest właśnie dla Ciebie! Nie czekaj, zdobądź czytelników dzięki „Magicznym smakołykom” i pomóż nam ożywić blogosferę. Bez Ciebie nie damy rady!

    Link do opisu akcji: KLIK!
    Link do zgłoszenia się do akcji: KLIK!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA