Skrzętnie notowałam każde słowo
profesora Binnsa, nie przejmując się tym, że wszyscy wokół mnie przysypiają.
Byłam jedyną osobą, która na lekcjach Historii Magii zachowywała trzeźwy umysł.
Seamus na przykład w tym momencie opierał głowę na ławce i cicho pochrapywał, a
Dean, przytrzymując jedną ręką czoło, drugą bawił się włosami Parvati, która
rysowała coś z tyłu swojego zeszytu. Neville, pogrążony w cichej rozmowie z
Lavender, zdawał się słuchać jej gorączkowego potoku słów tylko jednym uchem,
jednocześnie patrząc w przestrzeń.
Harry'ego i Rona nie było. Nie
wiedziałam, gdzie mogą się podziewać, w końcu ustaliliśmy, że spotkamy się na
lekcji. Jednak minęło już dwadzieścia minut od jej rozpoczęcia, a moich
przyjaciół ani widu, ani słychu.
— Czy ktoś w was chciałby
opowiedzieć przebieg pierwszej bitwy czarodziei z goblinami? — zapytał
monotonnym głosem Binns, nawet nie podnosząc wzroku znad leżącej przed nim
książki. Z cichym westchnieniem przesunęłam wzrokiem po ospałych uczniach,
którzy dopiero zorientowali się, że nauczyciel czegoś od nich chce i mrugali
szybko oczami, wpatrując się tępo w tablicę. Podniosłam rękę i jak
najdokładniej opowiedziałam o wspomnianej przez ducha bitwie, jednocześnie
obserwując, jak moi znajomi znów zapadają w półsen.
I tak minęła cała lekcja. Profesor
Binns najwyraźniej nie zauważył, że zdecydowana większość jego podopiecznych
nie jest zainteresowana jego słowami i dalej mówił o buntach goblinów.
Następna była Obrona przed Czarną
Magią, na nasze nieszczęście ze Ślizgonami. Starałam się o tym nie myśleć. Gdy
doszłam do lochów, gdzie znajdowała się nasza sala lekcyjna, zauważyłam
Harry'ego, który z nieodgadnioną miną stał przy parapecie. Prędko do niego
podeszłam.
— Czemu nie było was na Historii
Magii? I gdzie jest Ron? — wyrzuciłam z siebie z prędkością światła. Brunet
cicho westchnął i odpowiedział:
— Mieliśmy małą scysję z Zabinim i
Malfoyem.
— To znaczy? — rzekłam
zaniepokojona.
— Spotkaliśmy ich, gdy szliśmy na
Historię. Zabini nas zaczepił. Malfoy chciał go odciągnąć i sobie pójść, ale
wtedy Ron... — Przełknął ślinę. — Ron na niego naskoczył, rzucił głupi tekst o
Śmierciożercach, a Malfoy się wściekł. Rzucił w niego jakimś zaklęciem. Nic
poważnego, ale Ron musiał pójść do Skrzydła Szpitalnego. Trochę się poturbował,
zaklęcie Malfoya dosyć mocno rzuciło go o ścianę. — Skrzywił się. — O wilku
mowa.
Odwróciłam się i zobaczyłam Dracona.
Szedł razem z Blaisem w naszą stronę, a z jego postawy emanowała jakaś dziwna
satysfakcja. Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na jego podkrążone oczy. Nie
wyglądały jakoś specjalnie źle, mi też zdarzyło się zarwać kilka nocy z rzędu,
na przykład gdy się uczyłam. Jednak na idealnej twarzy arystokraty nigdy
wcześniej nie było widać najmniejszego śladu zmęczenia, nawet, gdy w
piątej klasie wszystkich ogarnął szał nauki do SUM-ów. Przez to ciemne sińce
na jego bladej cerze wydawały się być jeszcze bardziej podejrzane, przy okazji
tworząc mocny kontrast. Z trudem odwróciłam wzrok; nie chciałam być posądzona o
„przyglądanie się ludziom z wyższej
sfery”, jak by to powiedział Draco.
Ku naszemu zdziwieniu, dwójka
Ślizgonów przeszła obok nas bez żadnych kpiących komentarzy. Miałam wrażenie,
jakby w ogóle nas nie zauważyli. Szli nienaturalnie wyprostowani, byli spięci,
ostrożni; wyglądali tak, jakby się pokłócili. Możliwe, że tak się stało. Z tego
co powiedział mi Harry, wynikało, że nim Ronald zaczął rzucać swoje uwagi
w stronę chłopaków, Draco starał się powstrzymać Zabiniego przed rozpętaniem
kolejnej kłótni. Cóż, czarnoskóry zapewne miał mu to za złe.
Chwilę później moje rozważania
przerwało przyjście profesora Snape'a. Jak zwykle machnął krótko różdżką,
otwierając drzwi i stanął za swoim biurkiem. Czym prędzej usiadłam z Harrym,
wiedząc, że nawet najmniejsza zwłoka będzie dla Snape'a pretekstem do odebrania
nam punktów.
— Longbottom, czy ja pozwoliłem wam się
rozpakować? Minus pięć punktów dla Gryffindoru — warknął Snape, co spotkało się
z oburzonym pomrukiem Gryfonów. — Cisza! Dzisiaj potrzebna będzie wam tylko
różdżka. Zobaczymy, czy poradzicie sobie z boginem. Ustawcie się w rzędzie!
Wszyscy wykonali polecenie, a
profesor znów machnął różdżką, przez co wszystkie ławki i krzesła zniknęły z
sali.
— Zaczynamy. Longbottom, ty
pierwszy. Nie ociągaj się, bo znów stracisz punkty!
I tak się zaczęło. Neville wyszedł
na środek, a Snape wypuścił bogina, który natychmiast przeobraził się w
Bellatriks Lestrange. Kobieta powolnym krokiem ruszyła do przodu. Gryfoni
milczeli, a Ślizgoni śmiali się szyderczo. Chłopak zacisnął usta i spróbował
pozbyć się bogina. Udało mu się dopiero za trzecim razem. Gdy cofał się na
koniec kolejki i przechodził obok mnie, posłałam mu kojący uśmiech, którego
jednak nie odwzajemnił.
Rozumiałam lęk Neville'a. Ta szalona
kobieta, jaką niewątpliwie była Bellatriks, wyrządziła mu wiele złego.
Torturowała jego rodziców, doprowadzając ich do utraty zmysłów; bezlitośnie szydziła
z niego podczas pamiętnego spotkania w Ministerstwie, w czerwcu; walczyła z
nami; chciała go zabić. Ja również się jej obawiałam, ale nie tak mocno jak on.
Następne osoby tylko migały mi przed
oczami. Bardziej skupiałam się na ich ruchach i postawie, niż lękach, których
postać przybierał bogin. Dean, Lavender i Seamus oraz kilku Ślizgonów również
pokonało demona. Niektórym szło gorzej, innym lepiej. Kolejka się zmniejszała,
a moja próba nadchodziła coraz szybciej. Zastanawiałam się, jaką postać
przybierze mój bogin. Bałam się wielu rzeczy, jednak najbardziej wojny, śmierci
Harry'ego, wygranej Voldemorta i oczywiście samego Czarnego Pana. Były też inne
lęki, jednak je stawiałam na dalszy plan; czymże był lęk wysokości przy perspektywie
zamordowania mojego najlepszego przyjaciela?
Przede mną stały już tylko trzy osoby:
Pansy Parkinson, Draco Malfoy i Blaise Zabini. Po mnie był tylko Harry.
Z coraz większą niecierpliwością
wyczekiwałam mojej walki z boginem, przekonana o tym, że sobie poradzę.
Jednocześnie przyglądałam się Ślizgonom stojącym przede mną.
Lękiem Parkinson okazał się być
nieznany mi mężczyzna. Miał ostre rysy twarzy, a jego oczy ciskały gromy.
Ubrany był w staranny czarny garnitur, w jednej ręce trzymał pustą szklankę, w
drugiej różdżkę. Dziewczyna szybko go pokonała, po czym z zaróżowionymi
policzkami cofnęła się, robiąc miejsce Draconowi. Przyglądałam się dziewczynie
jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, kim był ów mężczyzna. Ślizgoni
powstrzymali się od uwag zapewne tylko dlatego, by nie narazić się Malfoyowi i Zabiniemu,
z którymi przyjaźniła się Pansy. Oni zapewne wiedzieli, kto ukazał się jako jej
największy lęk. Mnie ciekawiło to niezmiernie, jednak stanowczo oznajmiłam
sobie w myślach, że nie powinno mnie to interesować. Spuściłam więc wzrok ze
Ślizgonki, która już odzyskała rezon i dumnym krokiem przeszła wzdłuż kolejki,
by znów stanąć na jej końcu. W tej chwili trochę jej zazdrościłam. Gdybym ja
znalazła się w jej sytuacji, na pewno zażenowanie tak szybko by mi nie
przeszło.
— Hermiono, patrz, teraz Malfoy —
syknął mi do ucha Harry. Uniosłam wzrok, autentycznie zaciekawiona, jeszcze
bardziej niż przy poprzedniczce chłopaka.
Draco wyszedł bezszelestnie na
środek klasy; szedł w taki sposób, że po jego krokach nie zostawało nawet echo.
Z jego sylwetki emanowała pewność siebie. Na pewno zdawał sobie sprawę z tego,
że większość osób przebywających w sali dokładnie go obserwuje, chłonąc każdy
szczegół. Nie tylko ja chciałam wiedzieć, czego boi się ten pozornie
nieustraszony Ślizgon.
Wreszcie się zatrzymał, a Snape po
raz kolejny otworzył szafę. Przez chwilę nic się nie wydarzyło. Dopiero po
kilkunastu sekundach z mebla zaczął wypływać gęsty, ciemny dym. Zakrył całą
powierzchnię między Malfoyem a szafą.
Zmarszczyłam brwi. Co to miało
znaczyć? Blondyn bał się... mgły? Zewsząd zaczęły dochodzić zdziwione i
zawiedzione pomruki. Draco wyciągnął przed siebie różdżkę, przygotowany do
rzucenia zaklęcia...
... I wtedy stało się coś, co
sprawiło, że cała jego pewność siebie wyparowała w ciągu sekundy. We mgle
zaczęło się coś kotłować. Wstrzymałam oddech, nie mogąc doczekać się tego, co z
niej wyjdzie. To, co stało się później, wprawiło w szok wszystkich znajdujących
się w sali.
Na tle mgły zaczął formować się
olbrzymi, wyraźny, czarny jak noc kształt. Duża czaszka, z której ust leniwie
wysuwał się wąż.
Mroczny Znak.
Cześć!
Jak wrażenia po przeczytaniu? Mnie pisało się nadzwyczaj lekko, chyba dlatego, że coraz bardzie wczuwam się w opowiadanie. Mam nadzieję, że Rozdział 2. was nie zawiódł i bardzo liczę na komentarze ♥
Następny rozdział, jak zwykle, za tydzień lub dwa.
To tyle. Do następnego!
Pretty Little Woman ♥
Cześć!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dodałaś nowy rozdział ;) Miłe zakończenie dnia ;)
Rozdział czytało się lekko, przyjemnie, mimo ciężkiej tematyki.
Nie spodziewałam się, że boginem Draco będzie Mroczny Znak. Myślałam, że raczej będzie nim Voldemort lub też jego własny ojciec.
Pozostaje mi czekać do kolejnego rozdziału ;]
No no odkryłam nowe i ciekawe dramione.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl.
Piszesz ciekawie przez co wzbudzasz moje zaintrygowanie. Lubię szkolne czasy. Pozwalają wrócić do tej dawnej fascynacji HP jaka wówczas panowała.
Trochę mnie zaskoczyłaś tymi Boginami i Draconem.
Powiadom mnie o nowy rozdziale i dodaj zakładkę "Obserwowani" wówczas nie będziesz musiała tego robić.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział!
www.pokochac-lotra.blogspot.com
Podoba mi się, autentycznie. Wyczuwam tu jakiś powiew świeżości wśród tekstów Dramione. No i to zakończenie, zupełnie mnie zaskoczyło. Piszesz lekko i przyjemnie, więc czuję, że będę tu częstym gościem. ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki