piątek, 16 grudnia 2016

[2] Mroki duszy


http://data.whicdn.com/images/35234226/large.gif


Skrzętnie notowałam każde słowo profesora Binnsa, nie przejmując się tym, że wszyscy wokół mnie przysypiają. Byłam jedyną osobą, która na lekcjach Historii Magii zachowywała trzeźwy umysł. Seamus na przykład w tym momencie opierał głowę na ławce i cicho pochrapywał, a Dean, przytrzymując jedną ręką czoło, drugą bawił się włosami Parvati, która rysowała coś z tyłu swojego zeszytu. Neville, pogrążony w cichej rozmowie z Lavender, zdawał się słuchać jej gorączkowego potoku słów tylko jednym uchem, jednocześnie patrząc w przestrzeń.
Harry'ego i Rona nie było. Nie wiedziałam, gdzie mogą się podziewać, w końcu ustaliliśmy, że spotkamy się na lekcji. Jednak minęło już dwadzieścia minut od jej rozpoczęcia, a moich przyjaciół ani widu, ani słychu.
— Czy ktoś w was chciałby opowiedzieć przebieg pierwszej bitwy czarodziei z goblinami? — zapytał monotonnym głosem Binns, nawet nie podnosząc wzroku znad leżącej przed nim książki. Z cichym westchnieniem przesunęłam wzrokiem po ospałych uczniach, którzy dopiero zorientowali się, że nauczyciel czegoś od nich chce i mrugali szybko oczami, wpatrując się tępo w tablicę. Podniosłam rękę i jak najdokładniej opowiedziałam o wspomnianej przez ducha bitwie, jednocześnie obserwując, jak moi znajomi znów zapadają w półsen.
I tak minęła cała lekcja. Profesor Binns najwyraźniej nie zauważył, że zdecydowana większość jego podopiecznych nie jest zainteresowana jego słowami i dalej mówił o buntach goblinów. 
Następna była Obrona przed Czarną Magią, na nasze nieszczęście ze Ślizgonami. Starałam się o tym nie myśleć. Gdy doszłam do lochów, gdzie znajdowała się nasza sala lekcyjna, zauważyłam Harry'ego, który z nieodgadnioną miną stał przy parapecie. Prędko do niego podeszłam.
— Czemu nie było was na Historii Magii? I gdzie jest Ron? — wyrzuciłam z siebie z prędkością światła. Brunet cicho westchnął i odpowiedział:
— Mieliśmy małą scysję z Zabinim i Malfoyem.
— To znaczy? — rzekłam zaniepokojona.
— Spotkaliśmy ich, gdy szliśmy na Historię. Zabini nas zaczepił. Malfoy chciał go odciągnąć i sobie pójść, ale wtedy Ron... — Przełknął ślinę. — Ron na niego naskoczył, rzucił głupi tekst o Śmierciożercach, a Malfoy się wściekł. Rzucił w niego jakimś zaklęciem. Nic poważnego, ale Ron musiał pójść do Skrzydła Szpitalnego. Trochę się poturbował, zaklęcie Malfoya dosyć mocno rzuciło go o ścianę. — Skrzywił się. — O wilku mowa.
Odwróciłam się i zobaczyłam Dracona. Szedł razem z Blaisem w naszą stronę, a z jego postawy emanowała jakaś dziwna satysfakcja. Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na jego podkrążone oczy. Nie wyglądały jakoś specjalnie źle, mi też zdarzyło się zarwać kilka nocy z rzędu, na przykład gdy się uczyłam. Jednak na idealnej twarzy arystokraty nigdy wcześniej nie było widać najmniejszego śladu zmęczenia, nawet, gdy w piątej klasie wszystkich ogarnął szał nauki do SUM-ów. Przez to ciemne sińce na jego bladej cerze wydawały się być jeszcze bardziej podejrzane, przy okazji tworząc mocny kontrast. Z trudem odwróciłam wzrok; nie chciałam być posądzona o „przyglądanie się ludziom z wyższej sfery”, jak by to powiedział Draco.
Ku naszemu zdziwieniu, dwójka Ślizgonów przeszła obok nas bez żadnych kpiących komentarzy. Miałam wrażenie, jakby w ogóle nas nie zauważyli. Szli nienaturalnie wyprostowani, byli spięci, ostrożni; wyglądali tak, jakby się pokłócili. Możliwe, że tak się stało. Z tego co powiedział mi Harry, wynikało, że nim Ronald zaczął rzucać swoje uwagi w stronę chłopaków, Draco starał się powstrzymać Zabiniego przed rozpętaniem kolejnej kłótni. Cóż, czarnoskóry zapewne miał mu to za złe.
Chwilę później moje rozważania przerwało przyjście profesora Snape'a. Jak zwykle machnął krótko różdżką, otwierając drzwi i stanął za swoim biurkiem. Czym prędzej usiadłam z Harrym, wiedząc, że nawet najmniejsza zwłoka będzie dla Snape'a pretekstem do odebrania nam punktów.
— Longbottom, czy ja pozwoliłem wam się rozpakować? Minus pięć punktów dla Gryffindoru — warknął Snape, co spotkało się z oburzonym pomrukiem Gryfonów. — Cisza! Dzisiaj potrzebna będzie wam tylko różdżka. Zobaczymy, czy poradzicie sobie z boginem. Ustawcie się w rzędzie! 
Wszyscy wykonali polecenie, a profesor znów machnął różdżką, przez co wszystkie ławki i krzesła zniknęły z sali.
— Zaczynamy. Longbottom, ty pierwszy. Nie ociągaj się, bo znów stracisz punkty!
I tak się zaczęło. Neville wyszedł na środek, a Snape wypuścił bogina, który natychmiast przeobraził się w Bellatriks Lestrange. Kobieta powolnym krokiem ruszyła do przodu. Gryfoni milczeli, a Ślizgoni śmiali się szyderczo. Chłopak zacisnął usta i spróbował pozbyć się bogina. Udało mu się dopiero za trzecim razem. Gdy cofał się na koniec kolejki i przechodził obok mnie, posłałam mu kojący uśmiech, którego jednak nie odwzajemnił.
Rozumiałam lęk Neville'a. Ta szalona kobieta, jaką niewątpliwie była Bellatriks, wyrządziła mu wiele złego. Torturowała jego rodziców, doprowadzając ich do utraty zmysłów; bezlitośnie szydziła z niego podczas pamiętnego spotkania w Ministerstwie, w czerwcu; walczyła z nami; chciała go zabić. Ja również się jej obawiałam, ale nie tak mocno jak on.
Następne osoby tylko migały mi przed oczami. Bardziej skupiałam się na ich ruchach i postawie, niż lękach, których postać przybierał bogin. Dean, Lavender i Seamus oraz kilku Ślizgonów również pokonało demona. Niektórym szło gorzej, innym lepiej. Kolejka się zmniejszała, a moja próba nadchodziła coraz szybciej. Zastanawiałam się, jaką postać przybierze mój bogin. Bałam się wielu rzeczy, jednak najbardziej wojny, śmierci Harry'ego, wygranej Voldemorta i oczywiście samego Czarnego Pana. Były też inne lęki, jednak je stawiałam na dalszy plan; czymże był lęk wysokości przy perspektywie zamordowania mojego najlepszego przyjaciela?
Przede mną stały już tylko trzy osoby: Pansy Parkinson, Draco Malfoy i Blaise Zabini. Po mnie był tylko Harry. 
Z coraz większą niecierpliwością wyczekiwałam mojej walki z boginem, przekonana o tym, że sobie poradzę. Jednocześnie przyglądałam się Ślizgonom stojącym przede mną.
Lękiem Parkinson okazał się być nieznany mi mężczyzna. Miał ostre rysy twarzy, a jego oczy ciskały gromy. Ubrany był w staranny czarny garnitur, w jednej ręce trzymał pustą szklankę, w drugiej różdżkę. Dziewczyna szybko go pokonała, po czym z zaróżowionymi policzkami cofnęła się, robiąc miejsce Draconowi. Przyglądałam się dziewczynie jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, kim był ów mężczyzna. Ślizgoni powstrzymali się od uwag zapewne tylko dlatego, by nie narazić się Malfoyowi i Zabiniemu, z którymi przyjaźniła się Pansy. Oni zapewne wiedzieli, kto ukazał się jako jej największy lęk. Mnie ciekawiło to niezmiernie, jednak stanowczo oznajmiłam sobie w myślach, że nie powinno mnie to interesować. Spuściłam więc wzrok ze Ślizgonki, która już odzyskała rezon i dumnym krokiem przeszła wzdłuż kolejki, by znów stanąć na jej końcu. W tej chwili trochę jej zazdrościłam. Gdybym ja znalazła się w jej sytuacji, na pewno zażenowanie tak szybko by mi nie przeszło.
— Hermiono, patrz, teraz Malfoy — syknął mi do ucha Harry. Uniosłam wzrok, autentycznie zaciekawiona, jeszcze bardziej niż przy poprzedniczce chłopaka.
Draco wyszedł bezszelestnie na środek klasy; szedł w taki sposób, że po jego krokach nie zostawało nawet echo. Z jego sylwetki emanowała pewność siebie. Na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że większość osób przebywających w sali dokładnie go obserwuje, chłonąc każdy szczegół. Nie tylko ja chciałam wiedzieć, czego boi się ten pozornie nieustraszony Ślizgon.
Wreszcie się zatrzymał, a Snape po raz kolejny otworzył szafę. Przez chwilę nic się nie wydarzyło. Dopiero po kilkunastu sekundach z mebla zaczął wypływać gęsty, ciemny dym. Zakrył całą powierzchnię między Malfoyem a szafą. 
Zmarszczyłam brwi. Co to miało znaczyć? Blondyn bał się... mgły? Zewsząd zaczęły dochodzić zdziwione i zawiedzione pomruki. Draco wyciągnął przed siebie różdżkę, przygotowany do rzucenia zaklęcia...
... I wtedy stało się coś, co sprawiło, że cała jego pewność siebie wyparowała w ciągu sekundy. We mgle zaczęło się coś kotłować. Wstrzymałam oddech, nie mogąc doczekać się tego, co z niej wyjdzie. To, co stało się później, wprawiło w szok wszystkich znajdujących się w sali.
Na tle mgły zaczął formować się olbrzymi, wyraźny, czarny jak noc kształt. Duża czaszka, z której ust leniwie wysuwał się wąż.
Mroczny Znak.


 Cześć!
Jak wrażenia po przeczytaniu? Mnie pisało się nadzwyczaj lekko, chyba dlatego, że coraz bardzie wczuwam się w opowiadanie. Mam nadzieję, że Rozdział 2. was nie zawiódł i bardzo liczę na komentarze ♥
Następny rozdział, jak zwykle, za tydzień lub dwa.
To tyle. Do następnego!
Pretty Little Woman ♥

3 komentarze:

  1. Cześć!
    Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział ;) Miłe zakończenie dnia ;)
    Rozdział czytało się lekko, przyjemnie, mimo ciężkiej tematyki.
    Nie spodziewałam się, że boginem Draco będzie Mroczny Znak. Myślałam, że raczej będzie nim Voldemort lub też jego własny ojciec.
    Pozostaje mi czekać do kolejnego rozdziału ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. No no odkryłam nowe i ciekawe dramione.
    Podoba mi się Twój styl.
    Piszesz ciekawie przez co wzbudzasz moje zaintrygowanie. Lubię szkolne czasy. Pozwalają wrócić do tej dawnej fascynacji HP jaka wówczas panowała.
    Trochę mnie zaskoczyłaś tymi Boginami i Draconem.
    Powiadom mnie o nowy rozdziale i dodaj zakładkę "Obserwowani" wówczas nie będziesz musiała tego robić.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział!

    www.pokochac-lotra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się, autentycznie. Wyczuwam tu jakiś powiew świeżości wśród tekstów Dramione. No i to zakończenie, zupełnie mnie zaskoczyło. Piszesz lekko i przyjemnie, więc czuję, że będę tu częstym gościem. ;)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA