Doskonale pamiętam, jak to się zaczęło. Był akurat koniec września, weekend.
Harry gdzieś zniknął, a ja i Ron siedząc na naszych ulubionych fotelach w Wieży
Gryffindoru, rozmawialiśmy przyciszonymi głosami o Draconie Malfoyu.
– Ja uważam, że Harry przesadza – stwierdził rudzielec, przy okazji gromiąc
wzrokiem jakiegoś pierwszaka, który usilnie starał się podsłuchać naszą
rozmowę.
– A co jeśli... on ma rację? – Wyraziłam wątpliwość. Już od pewnego czasu
zastanawiałam się nad tą kwestią, jednak potrzebowałam osoby, która potrafi
chłodno kalkulować i obiektywnie pomoże mi ocenić tę sprawę. Ronald jednak nie
okazał się być dobrym rozmówcą.
– No co ty, Hermiona! – powiedział odrobinę za głośno. Kilkoro zaciekawionych
spojrzeń pomknęło w naszym kierunku. – Chyba nie mówisz tego na serio? Przecież
Malfoy...
– Ćśś! – syknęłam. – Na miłość Boską, Ronaldzie, ciszej, chyba, że chcesz, by
wszyscy dowiedzieli się o czym rozmawiamy!
Spojrzał na mnie spod byka, ale na
szczęście zamilkł w porę.
– Mogłabyś mi wyjaśnić, dlaczego zaczynasz tak jak Harry twierdzić, że Malfoy
to Śmierciożerca? To przecież niedorzeczne!
– Wcale tak nie twierdzę, Ronaldzie – żachnęłam się. Zawsze, gdy byłam
zdenerwowana, zwracałam się do niego per „Ronald”. – Po prostu mam
wątpliwości...
– Bo?
Westchnęłam i po raz ostatni spróbowałam zebrać myśli, by wyjaśnić
przyjacielowi swój tok myślenia. Przygryzłam wargę, a następnie wyprostowałam
plecy i odruchowo poprawiłam szatę szkolną.
– Wiem, że to, co mówi Harry brzmi niedorzecznie, bo wątpię, by Vol-Voldemort
pozwoliłby szesnastolatkowi wstąpić w swoje szeregi, ale sam pomyśl... Ostatni
raz Harry wypowiadał się o czymś z takim przekonaniem, gdy twierdził, że
Vol-Voldemort... nie przerywaj mi, Ron... Gdy twierdził, że Voldemort wrócił.
Większość osób mu nie uwierzyła, ale ostatecznie wyszło na to, że ma rację.
Może i jego słowa są absurdalne, ale... mogą być prawdziwe.
Chwilę przetrawiał to, co mu powiedziałam.
– Czy ja wiem... Mówisz nawet przekonująco, ale... co zamierzasz zrobić?
Śledzić go? Malfoya?
Zamyśliłam się. Najprostszym rozwiązaniem byłoby przekazanie Harry'emu mojego
„poparcia” i razem z nim przeglądania Mapy Huncwotów, ale czułam, że to nie
wyjdzie.
– Muszę iść do biblioteki – rzuciłam nagle i nie czekając na reakcję
przyjaciela, po prostu poszłam szybkim krokiem w stronę portretu Grubej Damy,
po drodze poprawiając spódniczkę, która w czasie, gdy ja siedziałam w fotelu,
lekko się uniosła i pokazywała dolny fragment ud, choć pierwotnie sięgała do
kolan.
Do biblioteki dotarłam w kilkanaście minut. Przywitawszy się grzecznie z panią
Pince, od razu ruszyłam na poszukiwanie odpowiedniej książki. Zajęło mi to
prawie godzinę, ale w końcu dokopałam się do grubej księgi pod tytułem: „Jak
skutecznie się ukryć?”. Chwilę później czytałam długą definicję zaklęcia, które
sprawia, że człowiek jest nienanoszalny.
Jeśli Malfoyowi zależałoby na ukryciu się, na pewno użyłby tego zaklęcia,
ponieważ jest ono dosyć znane i popularne. Czyli próba Mapy może zawieść.
I co teraz? Jak możemy śledzić Malfoya, tak, by odkryć, czy jest Śmierciożercą?
Pomysł wpadł mi do głowy nagle, bez ostrzeżenia. A gdybyśmy mogli śledzić go...
Na żywo? Gdybym to ja mogła go
śledzić?
Dopiero po chwili zastanowienia, zrozumiałam, jakie to głupie. Zachciało mi się
bawić w detektywa? Dobre sobie! Wyobraziłam sobie jego twarz wykrzywioną w
grymasie wściekłości, oczy patrzące na mnie z pogardą, słowa „No proszę,
czyżby szlamie zachciało się poobserwować ludzi z wyższej sfery? Chcesz
wiedzieć, jak to jest żyć na poziomie?”, całe przesycone jadem. Prychnęłam
jak rozjuszona kotka i zamknęłam z hukiem księgę, nie dbając o to, że w tej
chwili łamię regulamin panujący w czytelni. Wychodząc i zerkając przepraszająco
na panią Pince, wciąż wyrzucałam sobie, jak mogłam wpaść na coś tak
absurdalnego.
Nie wiedziałam jednak, że odtąd ten pomysł miał nie dawać mi spokoju...
Tak samo jak stalowoszare oczy Dracona Malfoya.
Następnego dnia, ja, Harry i Ron
poszliśmy razem na śniadanie. Wcześniej ustaliłam z rudzielcem, by nie mówił
Harry'emu o naszej rozmowie, gdyż sama chciałam to zrobić. Okazja nadarzyła się
dosyć szybko. Usiedliśmy przodem do stołu Ślizgonów, a mój czarnowłosy
przyjaciel ukradkiem przyglądał się Malfoyowi, który, nie przejmując się
jedzeniem, rozmawiał o czymś z Zabinim, nachylając się do niego.
– Wiem, co o tym myślicie –
powiedział Harry. – Ale jestem pewny, że on coś knuje.
– Ja ci wierzę, Harry – wyznałam,
obserwując jego reakcję. Brunet wytrzeszczył na mnie oczy.
– Naprawdę?! Och, Hermiono...
Wiedziałem, że kiedyś dojdziesz do tego samego wniosku co ja! – rzucił szybko z
uśmiechem. – W końcu ktoś mi wierzy – dorzucił już spokojniej.
– Tak, wierzę ci, ale... Co masz
zamiar zrobić? Dalej śledzić Malfoya na mapie? – zapytałam.
– A czy mamy jakieś inne wyjście? –
odparł gorzko.
– Harry, jeśli on jest
Śmierciożercą, to na pewno stosuje zaklęcie nienanoszalności. – Widząc jego
pytającą minę, dorzuciłam: – To zaklęcie, które powoduje, że człowiek staje się
nienanoszalny. Nie widać go na żadnych magicznych mapach.
– Więc co teraz? – zapytał Ron, który
do tej pory tylko się przysłuchiwał. Już chciałam mu powiedzieć, że nie zaczyna
się zdania od „więc”, gdy przypomniało mi się, co chciałam zrobić jeszcze
wczoraj. Śledzić Malfoya osobiście. Co, oczywiście, było banalne, głupie, i nie
wiem, jak mogłam na to wpaść.
– Peleryna-Niewidka? – rzucił
niepewnie Harry, jakby sam nie wierzył w powodzenie swojego pomysłu.
– Nie wiem, czy to się uda –
powiedziałam. – Malfoy nie jest głupi, nie da się podejść. Nie w taki sposób.
Potter pokręcił głową z rezygnacją.
– Zaraz mamy Historię Magii. Musimy
się pośpieszyć. Później jeszcze o tym pomyślimy – westchnął. Skinęłam głową i
wstałam. Widząc pytające spojrzenie przyjaciół, wyjaśniłam:
– Nie jestem głodna. Spotkamy się na lekcji.
Gdy wychodziłam, czułam, że ktoś
mnie obserwuje. Odwróciłam się i napotkałam oczy. Te oczy. Oczy Dracona
Malfoya, który wpatrywał się we mnie z wyższością i pogardą, jak dawniej.
Wyszłam szybko z Wielkiej Sali, starając się wyrzucić wrednego blondyna ze
swojej głowy.
W czasie naszego krótkiego kontaktu
wzrokowego nawet nie zauważyłam, że jego zwykle blada twarz nienaturalnie
poszarzała, a ciemne cienie otaczały lekko przekrwione białka oczu. Gdybym
wiedziała, na pewno najbliższe godziny spędziłabym, zastanawiając się, co mu
się stało.
wpadłam z ciekawości, widząc post na grupie na facebooku no i zdaję się, że zostanę na dłużej :) Po pierwsze zwróciłam uwagę na twój blog, bo masz bardzo ładny przejrzysty szablon. Nie powiem, przypadł mi bardzo do gustu :)
OdpowiedzUsuńCo do treści - czytając pierwszy rozdział miałam już wrażenie, jakbym była kompletnie w środku całej historii. Ani przez chwilę nie odczułam tego standardowego rozpoczęcia, za co wielki plus. Lubię historię, które wciągają od początku, albo które dają wrażenie, jakbyś czytała je od wieków.
Co do samej treści - mam nadzieję, że nie rozwiniesz akcji za szybko i wszystko będzie się odbywać w pięknym tempie :) Widzę, że wszystko będzie z perspektywy Hermiony tak? Ogólnie sama koncentruję się na Draco, więc z przyjemnością poczytam trochę więcej o Granger. No i twój pomysł też bardzo mi się spodobał. Od dłuższego czasu szukam dobrego opowiadania na szóstym roku z właśnie takim przebiegiem. Mam szczerą nadzieję, że rozwiniesz bloga w super kierunku, a ja zamierzam zostać, by śledzić całą twoją historię!
Serdecznie pozdrawiam całuję i z całego serca zapraszam do siebie :)
słodki-listopad-dramione.blogspot.com
Witaj! Oto i jestem, jak obiecałam ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy wcześniej już ci to pisałam, ale podoba mi się twój szablon. Jest naprawdę cudowny. Jasny i przejrzysty. Jedynie mam małe sugestie dotyczące tekstu. Jedno czy dwa zdania, bodajże myśli bohaterki są napisane tak jasną czcionką, że nie widać jej.
Podoba mi się rozwinięcie akcji. Tak jak wyżej, nie odczułam pierwszego rozdziału. Miałam wrażenie, że jest to któryś z kolei rozdział, co bardzo mi się spodobało.
Oby tak dalej ;)
Pozdrawiam, Equmiri
ti-amo-per-sempre.blogspot.com